Pod koniec lipca całą Polską wstrząsnęła tragedia młodego małżeństwa. Patrycja i Łukasz D. zginęli, próbując ratować swoją córeczkę. Dziewczynka wpadła do wody, a oni rzucili się jej na ratunek. Czterolatce nic się nie stało - z jeziora wyłowili ją żeglarze, ciała Patrycji i Łukasza wydobyto z głębokości około 11 metrów i w odległości pół kilometra od brzegu.
We wtorek (30.07.2024 r.) ok godz. 12:30 oficer dyżurny Policji został poinformowany o tym, że z Jeziora Mikołajskiego przepływający żeglarze zauważyli unoszący się na wodzie kapok. Gdy podpłynęli, aby go wyłowić, okazało się, że kapok nie był pusty. Ubrane w niego było 4-letnie dziecko. Dziewczynka była przytomna, jednak została przewieziona do szpitala na obserwację. Żeglarze w pobliżu miejsca, gdzie znaleźli dziecko, zauważyli również dryfującą pustą łódź. Z relacji świadków wynikało, że przy łodzi, w wodzie miały znajdować się również 2 osoby dorosłe, które zniknęły pod powierzchnią wody. Zaalarmowane służby natychmiast ruszyły na pomoc - informowała Komenda Powiatowa Policji w Mrągowie.
Łódź, którą płynęło małżeństwo, została zabezpieczona przez Policję - dodali śledczy.
Jak zauważyli dziennikarze "Faktu" - Mazury, gdzie doszło do tragedii, były niezwykle bliskie małżeństwu. To tam spędzali niemalże każdy urlop, a zdjęciami dzielili się na Instagramie.
Tak kocha się tylko raz i jak najwięcej chcę z tego życia brać! Kocham z nimi być, tak po prostu i tak ponad wszystko - pisała Patrycja przy jednej z fotografii z jeziora.
To właśnie na tym zdjęciu widać, że mała Zuzia ma na sobie kapok, czego nie można powiedzieć o nich. Na innych zdjęciach i nagraniach, które zamieszczali, także widać, że regularnie pływali bez zabezpieczenia. I tak też było tego strasznego dnia - informuje "Fakt".
Czy to był powód tragedii? Wiele na to wskazuje. Policja z kolei przypomina, że zakładanie kamizelek "nie jest wstydem".