Historia Donny i Vannera Johnsonów to niecodzienny przykład, jak głęboko mogą sięgać konsekwencje medycznych pomyłek. Decyzja o przeprowadzeniu testów DNA miała być krokiem w kierunku lepszego poznania swoich korzeni, ale okazała się czymś, co przewróciło ich życie do góry nogami.
ZOBACZ: Andrzej Saramonowicz ma dziecko z in vitro. W dosadnych słowach skomentował posiedzenie Sejmu
Pomyłka lekarzy wyszła na jaw po latach
Małżeństwo zdecydowało się na zapłodnienie pozaustrojowe. W ten sposób mogli spełnić marzenie o powiększeniu rodziny. Udało się, choć sielanka została zachwiana po kilkunastu latach. I to w sposób, jaki mógłby posłużyć za scenariusz do serialu.
Johnsonowie chcieli lepiej poznać losy swojej rodziny i stworzyć drzewo genealogiczne. W tym celu przeprowadzili badania genetyczne wśród najbliższych. Gdy wyniki testów ujawniły, że ich 12-letni syn, poczęty metodą in vitro, nie jest biologicznie spokrewniony z Vannerem, byli wstrząśnięci.
Po dalszych badaniach okazało się, że lata temu w klinice doszło do pomyłki. Biologicznym ojcem chłopca okazał się Devin McNeil z Kolorado. Obie rodziny postanowiły skontaktować się ze sobą i wspólnie pozwać placówkę, której błąd tak bardzo wpłynął na ich życie.
Odkrycie prawdy połączyło obce rodziny
Mimo trudnych emocji, jakie wywołała ta sytuacja, zarówno Johnsonowie, jak i McNeil starają się jakoś odnaleźć w nowej rzeczywistości. Co ważne, miłość Vannera do syna pozostała niezmienna, a obie rodziny postanowiły utrzymywać kontakt, aby wspólnie radzić sobie z tym niezwykle trudnym doświadczeniem.