W tym roku jedną z wielu znanych osób, które zaangażowały się w 32. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, był Damian Maliszewski. Dziennikarz i piosenkarz przekazał na licytację WOŚP dwie pary czerwonych okularów korekcyjnych od znanej włoskiej firmy — jedne nowe i wciąż zapakowane, drugie — używane, które przez ostatnie lata zwiedzały z nim świat. Dodatkowo Maliszewski oferował również wspólną kawę w klubokawiarni "Wrzenie Świata", gdzie miało nastąpić przekazanie wylicytowanych przedmiotów.
Widziałem przez te okulary Key West na Florydzie, Francję i Paryż, Hiszpanię, Portugalię, Grecję, Maltę i całą Polskę od Tatr po Bałtyk. Patrzyłem przez nie na wszystkich bohaterów moich reportaży i wywiadów. Kupione w USA, towarzyszyły mi kilka lat. Bez względu na to, czy ktokolwiek przebije kwotę 5 tys. zł, którą już wylicytowano na aukcji WOŚP, chciałbym z całego serca podziękować licytującym. Nie spodziewałem się aż takiego zainteresowania — pisał Maliszewski 28 stycznia w dniu finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Afera po licytacji Damiana Maliszewskiego dla WOŚP
Choć ostatecznie aukcja zakończyła się na imponującej kwocie 5 tysięcy, to niestety środki z wystawionych przez Maliszewskiego przedmiotów nie zasilą konta Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Rozżalony dziennikarz opublikował post na swoim profilu na Instagramie, w którym postanowił wyjaśnić całą sytuację.
Niestety ktoś nas troszkę "oszukał". Mnie, @fundacjawosp i innych licytujących. Pani, która wylicytowała moje okulary i wspólną kawę za 5 tys. zł, najpierw nie odbierała telefonu, nie odpisywała na SMS-y, później odrzucała moje połączenia. Aż w końcu oddzwoniła i mówi, że to nie ona, a córka z niepełnosprawnością wzięła jej telefon i zaczęła licytować. I przeprasza mnie bardzo, ale nie wpłaci pieniędzy - czytamy.
Dziennikarz psioczy na portal aukcyjny
Maliszewski postanowił raz jeszcze wystawić okulary na aukcję z nadzieją, że tym razem pieniądze zasilą skarbonkę Orkiestry. Dziennikarz nie szczędził również gorzkich słów w kierunku portalu aukcyjnego, który nie zabezpiecza środków, a jego sztywne reguły nie pozwolą sprzedać przedmiotu osobie, która zaoferowała drugą najwyższą kwotę.
Niech się, chociaż cena zwróci, czyli 650 zł. A jeśli zostaną wylicytowane za mniej, nic nie szkodzi. Przykro mi, że ta energia licytujących i dobra wola zostały zmarnowane - pisał.
Tam były osoby, które licytowały za 3, później ponad 4 tys. I Allegro — zamiast zaproponować wygraną tym osobom, które były kolejne w licytacji — każe mi od nowa wystawiać przedmiot. Niezrozumiałe. Niezrozumiałe też, że można licytować bez zabezpieczenia środków. Te środki przynajmniej na czas licytacji powinny być zabezpieczone właśnie po to, żeby uniknąć oszustw lub sytuacji takich jak ta — podsumował dziennikarz
ZOBACZ TAKŻE: Damian Maliszewski odmówił udziału w Festiwalu w Opolu. Wypomina im hipokryzję: "Z prezenterem TVP byłem na randce"